piątek, 2 października 2015

1.



Cztery części Darów Anioła wcześniej…

  Piętnastoletnia Clary Fray i szesnastoletnia Alice Collins siedziały razem w pokoju czarnowłosej i grały w Monopole. Alice - piękna szesnastolatka o czarnych włosach, jasnej cerze, niebieskich oczach i idealnej figurze - popijała drinka, przekładając między palcami kartkę z informacją, że wylądowała w więzieniu i czeka jedną kolejkę.
-To niesprawiedliwe. –stwierdziła. Clary uśmiechnęła się z satysfakcją.
-To jak najbardziej sprawiedliwe. Masz więcej pieniędzy ode mnie, więc chociaż to mi się należy. –oznajmiła ruda. Alice się oburzyła.
-Przepraszam bardzo, ale to nie ja postanowiłam kupować wszystko, co znajdę na drodze!
 Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę. –powiedziała Alice, chowając drinka za siebie. Do pokoju wkroczyła Jocelyn Fray.
-Wołałam cię. –oznajmiła surowym tonem, kładąc ręce po bokach i patrząc z naganą na córkę. Clary wzruszyła ramionami.
-Nie słyszałam. –powiedziała przepraszającym tonem.
-Simon czeka na dole. Mieliście się dzisiaj razem wybrać do Pandemonium. –oznajmiła kobieta. Ruda spojrzała na przyjaciółkę, wstając.
-Idziesz z nami? –zapytała. Czarnowłosa pokręciła głową.
-Nie, dzięki. Muszę odrobić pracę domową.
Clary pokiwała głową, wychodząc z pokoju. Nagle stanęła w drzwiach.
-Są wakacje. –zauważyła.
-Bawcie się dobrze! –powiedziała z uśmiechem czarnowłosa, wypychając  rudą z pokoju i zamykając za nią drzwi. Usłyszała głośne „Ej!” po drugiej stronie, ale nic więcej. Alice zachichotała, po czym runęła na łóżko. Niedawno Simon – najlepszy przyjaciel Clarissy –wyznał Alice, że chciałby być kimś więcej dla rudej, niż przyjacielem. Od tamtej pory czarnowłosa trzyma za nich kciuki i stara się wymigiwać ze wspólnych spotkań, żeby zostawić tę dwójkę sam na sam. Miała nadzieję, że im się ułoży.
Alice zaglądnęła w komórkę, sprawdzając smsy. Okazało się, że miała jedną wiadomość od Magnusa Bane’a. „Musimy porozmawiać”.  Dziewczyna westchnęła ze znużeniem, po czym oddzwoniła.
-Halo? –odezwał się głos po drugiej stronie.
-O co chodzi?
-Powiedz Jocelyn, że wyjechałem i nie będzie mnie przez jakiś czas. –oznajmił czarownik.
-Żartujesz? –obruszyła się Alice. –Czary przestają działać! Co będzie, jeśli Clary zobaczy coś, czego nie powinna? Jocelyn próbowała się z tobą skontaktować już od paru dni, a ty nie dajesz znaku życia…
Urwała, ponieważ usłyszała dźwięk odkładanej słuchawki. Warknęła sfrustrowana i rzuciła komórką o podłogę.

  Zastała Jocelyn, siedzącą na kanapie w salonie i czytającą jakąś książkę.
-Uhm… Pani Fray? –zapytała, próbując oderwać kobietę od lektury. Jocelyn oderwała wzrok od książki i spojrzała pytająco na czarnowłosą. Alice usiadła obok kobiety na sofie, próbując przyjąć spokojny ton.
-Chodzi o to że… Magnus wyjechał na jakiś czas…
-Jak to wyjechał?! Czary przestają działać! Co on sobie wyobraża?! Obiecywał, że…
-To nie jego wina. Na pewno coś mu wypadło… -próbowała go usprawiedliwić czarnowłosa.
-Alice! Przecież on nie może tak po prostu sobie…
-Ależ oczywiście, że może. –oznajmiła dziewczyna, trochę zbyt ostro. –On ma też swoje życie, pani Fray.
Kobieta spojrzała na szesnastolatkę. Musiała przyznać jej rację.
-A jeśli Clary… Zobaczy jakiegoś demona? Pomyśli, że zwariowała. –przejęła się Jocelyn. Alice zastanowiła się chwilę.
-A może powinna jej pani w końcu powiedzieć prawdę? –zapytała z nadzieją. Kobieta spojrzała na nią, jakby właśnie oświadczyła, że ma zamiar zmienić płeć.
-Nie ma mowy. Nie jest jeszcze gotowa. –oświadczyła stanowczo rudowłosa. Alice westchnęła i wstała z sofy. Nie miała zamiaru wtrącać się w te sprawy, ale jej zdaniem pani Fray powinna o wszystkim powiedzieć Clary, zanim dowie się o tym w gorszy sposób. Nie chciała jednak kłócić się z kobietą, więc udała zmęczoną i udała się do swojego pokoju.


  Rano obudziły ją krzyki, dochodzące z salonu. Zdenerwowana dziewczyna założyła poduszkę na głowę i zacisnęła powieki, rozkazując sobie, że zaśnie z powrotem. Po minucie zdała sobie sprawę, że to niewykonalne, więc sfrustrowana zdjęła poduszkę z głowy i w T-shirt’cie i szortach wyszła szybkim krokiem z pokoju.
-Co się tu…
Przerwało jej głośne trzaśnięcie drzwiami. W salonie stała zdenerwowana Jocelyn, piorunując Bogu ducha winna drzwi wzrokiem. Gdy spostrzegła czarnowłosą, spojrzała na nią, starając się uspokoić.
-Coś się stało? –zapytała Alice, podchodząc do kobiety. Rudowłosa pokręciła głową i złapała się za głowę. „Coś się jednak stało” –stwierdziła w myślach dziewczyna.
-Oświadczyłam Clarissie, że jedziemy na farmę Luke’a… Do końca wakacji. Pokłóciłyśmy się trochę. W dodatku Luke jest na mnie zły, że nie chcę jej powiedzieć prawdy. –oznajmiła smutno Jocelyn. Alice spojrzała na swoje stopy.
-Może powinna jej pani powiedzieć…
-Chciałam, uwierz mi. Ale wtedy przyszedł Simon i Clary wyszła z nim, nawet nie zatrzymując się, żeby mnie wysłuchać. Postaram się z nią porozmawiać, kiedy wróci.
Alice pokiwała głową.
-Tak sobie myślałam…
Urwała, czując na sobie skupiony wzrok Jocelyn. Teraz wydało jej się to nieco absurdalne, bo przecież to oczywiste, że skoro Jocelyn to ukrywała, to ona powinna powiedzieć prawdę swojej córce, jednak nie lubiła niedokończonych wypowiedzi, więc kontynuowała:
-… że skoro pani nie wie, jak jej to powiedzieć… To może ja jej powiem?
Jocelyn przetworzyła to, co powiedziała dziewczyna. Po chwili pokręciła głową.
-Za przeproszeniem, Alice… Ona ci nie uwierzy. Pomyśli, że zwariowałaś, albo, że ją wkręcasz. Mi z pewnością uwierzy. –stwierdziła, a czarnowłosa musiała przyznać jej rację.

  Przed południem Alice poszła się spotkać z jedną ze swoich przyjaciółek ze szkoły, czyli Annie. Annie była ładną blondynką o szarych oczach i tajemniczym spojrzeniu. Na pierwszy rzut oka wydawała się spokojna i opanowana, jednak Alice przy lepszym poznaniu poznała jej drugą stronę – bardzo żywiołową, przyjacielską i szaloną. Od pewnego incydentu, kiedy to miały zrobić razem pracę domową na biologię, a obie zawaliły sprawę i musiały za karę sprzątać gabinet biologiczny, stały się najlepszymi przyjaciółkami. Oczywiście nie licząc Clary, w przypadku Alice. Clarissa była dla niej jak siostra, odkąd rodzice Alice zginęli w walce, gdy miała dziewięć lat. Nie miała żadnej bliższej rodziny, a co się potem jeszcze okazało, była adoptowana. Nigdy nie poznała swojego prawdziwego nazwiska, ani biologicznych rodziców. Jocelyn kiedyś wyznała jej, że nie żyją, ale nie chciała powiedzieć nic więcej. Jeśli chodzi o ludzi, którzy ją wychowali, to mieli dobry kontakt z panią Fray i chyba jako jedyni z Nocnych Łowców wiedzieli, gdzie się ukrywa, tak więc od razu po śmierci Collinsów Magnus sprowadził Alice do Nowego Jorku i przysłał do Jocelyn, która pomimo ciężkiej sytuacji finansowej, przyjęła dziewczynkę z otwartymi ramionami.
  Czarnowłosa razem z Annie wybierała się właśnie do centrum handlowego, gdy zadzwonił jej telefon. Sięgnęła do torebki i od razu odebrała, gdy ujrzała na wyświetlaczu, że dzwoni Jocelyn.
-Coś się stało? –zapytała. Rudowłosa rzadko do niej dzwoniła. Tylko w nagłych sytuacjach.
-Alice? Jest z tobą Clary? –zapytała nerwowym tonem kobieta. W jej głosie było słychać strach, co czarnowłosą zmartwiło.
-Nie. Chyba jest z Simonem, na wieczorku poetyckim… -zaczęła, ale kobieta natychmiast jej przerwała.
-Znajdź ją i powiedz, żeby nie wracała do domu. I ty też nie wracaj. Skryjcie się gdzieś i powiedzcie Lukowi, że Valentine mnie znalazł… -powiedziała, po czym rozłączyła się. Czarnowłosa zastanowiła się, czy oby się nie przesłyszała. Valentine? Ten Valentine? Przecież on nie żyje! Ale Jocelyn nigdy nie bredzi. A to by oznaczało… Że Clary jest w niebezpieczeństwie. 

  Alice przeprosiła w pośpiechu Annie, tłumacząc, że musi szybko skoczyć do sklepu, bo zaraz go zamkną, a Jocelyn prosiła ją o kupienie czegoś ważnego, po czym popędziła przed siebie, w kierunku kawiarni, gdzie powinna się teraz znajdować Clary z Simonem. Kawiarnia znajdowała się niedaleko od domu Fray’ów, więc gdy tylko skończy się wieczór poetycki, rudowłosa szybko wróci do domu, a tego nie może zrobić. Czarnowłosa biegła przez park, kiedy między drzewami ujrzała znajomą parę kocich oczu. Zatrzymała się raptownie i spojrzała w miejsce, gdzie zdawało jej się widzieć oczy Bane’a. Nic tam nie było. Sądząc, że pewnie ma zwidy, już chciała znów biec, gdy przed nią nagle znikąd wyrósł czarownik. Z zaskoczenia aż podskoczyła i złapała się za serce.
-Mój Boże, wystraszyłeś mnie…
-Od kiedy wyznajesz Magnusanizm? –zapytał czarownik, ale widząc uniesioną brew czarnowłosej, wymamrotał „Nie ważne”.
-Co ty tu robisz? Miałeś wyjechać?! –zapytała z pretensją w głosie Alice.
-Już wróciłem. –odparł wymijająco Bane.
-Nie ważne. Przepraszam, ale się spieszę. Clary jest w…
-Jest w dobrych rękach. –przerwał jej czarownik. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco. –Nie musisz wiedzieć. Uwierz mi, wiem co robić. Na razie musisz się zatrzymać u mnie. Clary ma teraz dużo na głowie.
-Valentine powrócił. –przerwała mu Alice z przekonaniem. Magnus spojrzał na nią badawczo.
-To tylko plotki. –odparł po chwili, machnąwszy z lekceważeniem ręką. Alice pokręciła głową.
-Jocelyn…
-Alice, uwierz mi. Clary jest w bezpieczna. –powiedział dobitnie Magnus. Czarnowłosa chwilę się zastanowiła. Nie miała pewności, a nie chciała, żeby jej przyjaciółce się coś stało. Wiedziała już, że na czarownika nie można liczyć, więc chciała wziąć sprawy w swoje ręce.
-Skąd mam mieć pewność? –zapytała uporczywie.
-Zaufaj mi. –powiedział łagodnie Magnus. Nie wiedzieć czemu, Alice chciała mu uwierzyć, ale nie chciała zostawić przyjaciółki bez pomocy.
-Niech będzie. –odparła po chwili ze zrezygnowaniem, chodź wiedziała, że ta decyzja będzie ją prześladować.
________________________________
Tak więc mamy pierwszy rozdział, który wyjaśnia Wam, kim jest Alice. Dalsza akcja będzie się rozwijała w tym czasie, od którego zaczęłam w prologu.
Dziękuję za komentarz pod poprzednim rozdziałem :*
Czytasz=komentujesz :*




2 komentarze:

  1. http://zyciewhogwarcieopowiesc.blogspot.com/2015/12/informacja.html?m=1Czekam na kolejny, przy okazji zapraszam- ważna informacja!

    OdpowiedzUsuń